Wiecznie wietrzna Fuerteventura!
(12.01.2015-19.01.2015)
(12.01.2015-19.01.2015)
Na dobry początek zaczynam moim ulubionym zdjęciem:
Zdjęcie zostało wykonane z hotelowego tarasu zaraz po opadach deszczu
no ale po kolei...
Z racji tego,że jeszcze nigdy nie byliśmy na wczasach w cieplejszym od naszego kraju (wyłączając Chorwację), zdecydowaliśmy się z M na wyjazd na jedną z wysp Kanaryjskich leżących na oceanie Atlantyckim. Był to styczeń i ceny dość atrakcyjne jak na Kanary, a że najpiękniejsze plaże są na Fuerteventurze to wybraliśmy właśnie ją. Był też drugi plus, który zaważył na decyzji - cena, była niższa za cały All od cen siostrzanych wysp. Kupiliśmy last minute przez internet na 4 dni przed wylotem, więc spokojnie mogliśmy się spakować i nie było czasu na stresowanie się lotem samolotem - dzieci leciały pierwszy raz. Oczywiście M i Zuzia źle znieśli lądowanie w przeciwieństwie do mnie i Maksa, czuliśmy się bardzo dobrze, po prostu nam to "latało".
Fuerteventura
Dzień pierwszy
W samolocie:
Alpy z góry:
Caleta de Fuste:
Po wylądowaniu odczuliśmy ciepło ale nie gorąco było ok. 20 stopni C. Niebo było jakby za mgłą, słońce nie mogło się przebić, jak się potem okazało była to tzw. kalima. Kalima to pył i piasek transportowany z Sachary na Wyspy Kanaryjskie. Do wybrzeży Afryki z Fuerty jest zaledwie ok. 100 km, więc pył i piach związany z burzami piaskowymi na Sacharze z łatwością przenosi się z wiatrem na wyspy.
Do hotelu jechaliśmy autobusem, bo autokarem raczej go nie można nazwać ok 2 godz. ze względu na to, iż nasz hotel leżał na samym południu wyspy w Playa de Jandia przy pięknej miejscowości Morro Jable, więc wysiadaliśmy jako ostatni pasażerowie. A jakież było nasze zdziwienie kiedy to włączyliśmy telefony komórkowe a tam NIC, cisza..........................
Okazało się, że zmieniając ok. 2 mies. wcześniej sieć z Play na Orange, Orange nie włącza z automatu roamingu, gdzie w Play tak właśnie było. No cóż, najwyżej przez tydzień nie damy znaku życia nikomu w Polsce, będziemy mogli wysłać jedynie pocztówkę, że dotarliśmy, a która zapewne doszła by po naszym powrocie ;-) Wspaniałomyślnie jednak wpadliśmy na pomysł, że wykonamy "telefon do przyjaciela" z telefonu hotelowego. I tak też się stało, na szczęście w recepcji na drugiej zmianie pracowała Polka i wytłumaczyła jak zadzwonić (potrzebne były żetony i jakieś kody). Oczywiście niezawodny przyjaciel Jaruś załatwił sprawę jak się patrzy i mieliśmy roaming w telefonie M - hurrra!
ufff...to teraz trochę fotorelacji:
Widok z balkonu naszego pokoju na latarnię morską a w tle kalima
Z hotelowego tarasu + kalima
Hotel SBH Jandia
Hotel SBH Jandia ogromny, z basenami, tarasami, restauracją, barami ale wnętrza powiedziałabym takie sobie, nie powalają, zobaczcie sami:
Słonik z ręcznika
Maks rozbraja słonika
Sypialnia
Łazienka
Palma przed drzwiami do pokoju
W pokoju mieliśmy inwazję mrówek, które miały ścieżkę po ścianie do stolika i szukały tam słodkości;-)
Oczywiście kiedy, już się zameldowaliśmy, rozpakowaliśmy, najedliśmy i napiliśmy się ruszyliśmy pomoczyć stopki w oceanie i posiedzieć na plaży. Aby dojść na plażę musieliśmy przejść przez ulicę i ścieżką miedzy pasem roślinności, który jest uznany jako rezerwat biosfery UNESCO zresztą jak cała wyspa.
Woda miała ok. 19 stopni C
Plaża de Jandia
Hotele
Dzieciaki wydają się być zadowolone
M i latarnia
Zuza modelka
Maks oczy zamknięte
Jak już zwiedziliśmy plażę a pogoda była właśnie do zwiedzania to ruszyliśmy na deptaczek, który prowadzi z Hotelu do Morro Jable.
Maks i Ferrari
Zuzia i muszla
Dzień pierwszy zakończyliśmy kolacją i drinkami, spało nam się bardzo dobrze.
Fuerteventura
Dzień drugi
Priorytetem w tym dniu było wypożyczenie auta na 3 dni ( jak się okazało było to za długo) i zwiedzenie wyspy. W hotelu zaproponowano nam Renault Megane za 140 euro, natomiast na mieście dostaliśmy Opla Corsę co prawda za 100 euro na 3 dni ale jak ją ujrzeliśmy to tylko wymownie spojrzeliśmy z M na siebie, wsiedliśmy i odjechaliśmy. Auto było nie pierwszej świeżości ale na tamtejsze drogi to chociaż nie było szkoda...
Najpierw pojechaliśmy na najdalej wysunięty punkt wyspy - Faro de Punta Jandia gdzie również znajduje się latarnia morska. Oprócz latarni pizdz.. wiatr i są ogromne fale na oceanie od strony zachodniej.
Przystanek w drodze na południe
Latarnia
Fale od strony Ameryki ;-)
Długo tam nie zabawiliśmy, ponieważ śpieszyliśmy się na spotkanie z rezydentem w hotelu. Na spotkaniu kupiliśmy bilety do Oasis Parku (zoo) i na wycieczkę na sąsiednią wyspę Lanzarote.
Po spotkaniu pojechaliśmy na najbardziej znaną plażę Fuerty - Playa de Sotavento, gdzie odbywają się światowe zawody w kitesurfingu.
Oczywiście kalima trwa nadal
Trafiliśmy na odpływ więc utworzyły się cudne laguny
Playa de Sotavento
Z Maksiem
Z Zuzią
Laguny
Skały wulkaniczne
Po powrocie oczywiście pyszne jedzonko, drinki, dyskoteka dla dzieci i bingo dla dorosłych ale nie udało się nam wygrać...
Fuerteventura
Dzień trzeci
Odpalamy naszą furę i jedziemy pędem do Oasis park. Jest to zoo, gdzie za dodatkową opłatą można zwierzęta nakarmić i podotykać. Dzieciaki były zachwycone.
Pokaz papug
Aligatorek
Legwan
Foczka
Pokaz fok
Karmienie Królów Julianów
Świetne zwierzątka witały nas również w drodze na plażę. Były to wiewióreczki i papużki.
Fuerteventura
Dzień czwarty
W ten dzień nasz wehikuł czasu przewiózł nas w głąb wyspy i z powrotem. Widoki niezapomniane. Kalima się skończyła i pięknie świeciło słońce. Wyspa ma charakter wulkaniczny, więc zielonej roślinności jest tam jak na lekarstwo, teren bardzo górzysty.
Betancuria - dawna stolica Fuerteventury
Trochę zieleni
Taras widokowy
Po wycieczce po wyspie oddaliśmy samochód do wypożyczalni i udaliśmy się na "smażing na plażing" w Morro Jable.
plażowanie jest super a przy okazji ile się można było napatrzeć na przyrodzenia innych...
Dzień kończymy oczywiście w barze, dzieci na dyskotece.
Fuerteventura
Dzień piąty
Zaczynamy od wschodu słońca nad oceanem, widok z balkonu pokoju:
Po śniadanku udajemy się na spacer piękną promenadą do Morro Jable
plażing
i wiewióreczka
pod wieczór pogoda zaczęła się psuć, zaczął wiać wiatr i "rzucał" piachem na plaży. Taki powiew piasku na ciało był odczuwalny jak kłucie szpilkami wee, ale Maksowi to nie przeszkadzało w wariacjach:
Z hotelowego tarasu
Basen skąpany w kroplach deszczu
Wieczór zakończył się oczywiście dyskoteką dla dzieci..
Fuerteventura
Dzień szósty
W planach była wycieczka na sąsiednią wulkaniczną wyspę Lanzarote. Tam to już w zasadzie w ogóle nie ma roślinności. Wyspę w większości pokrywa zastygła lawa wulkaniczna.
Musieliśmy wstać wcześnie rano, była to chyba 4 godzina. Mieliśmy przygotowane śniadanie extra w restauracji, nie było może ogromnego wyboru i ciepłych posiłków ale tosty, wędliny, sery i owoce owszem, więc to nam wystarczyło. Autokar przyjechał punktualnie, był komfortowy. Jazda ok. 2 godź. do portu w Corralejo, więc był czas na jeszcze małą drzemkę. Następnie przesiedliśmy się na katamaran, na którym nieźle bujało ku mojej uciesze ale Zuzia i M to nie byli raczej zadowoleni...
Z autokaru, przed Corralejo
W katamaranie - jeszcze stoimy w porcie
Odpływamy
Już widać Lanzarote
Z katamarana przesiadamy się do autokaru i zaczyna się wycieczka objazdowa po Lanzarote i Parku Timanfaya. Park swój wygląd zawdzięcza codziennym, potężnym erupcjom ok. 300 wulkanów w okresie 6 lat. Miało to miejsce w latach 1730-1736. Do dzisiaj kamienie znajdujące się kilka centymetrów pod ziemią mają ok. 100 stopni C, a jeszcze głębiej temperatura dochodzi nawet do 600 stopni C.
Zastygła lawa wulkaniczna
Narodowy Park Timanfaya
Temperatura pod ziemią jest tak wysoka, że trawa wrzucona w otwór ziemi automatycznie się zapala
Oczywiście bez wiatru ani rusz..
Pozostałości po kraterze - środek krateru
Krater
Jak na księżycu
Następny krater
Degustacja win
W drodze
Kościółek gdzieś po drodze...
Tarasy widokowe
Naturalnie wydrążona jaskinia w tunelu wulkanicznym, zalana wodą/ woda jest poniżej poziomu morza
W wodzie żyją małe krabiki albinosy
Obok jest sztuczne jeziorko
sala koncertowa w naturalnej grocie
U wybrzeży, gdzie lawa spotkała się z oceanem
Miejsce ze zbiornikami gdzie odsala się wodę morską
Fuerteventura
Dzień siódmy
To już nasz ostatni, pełny dzień na wyspie. Zamierzamy trochę się polenić i pospacerować, wszystko na luzie. Wieczorem tak się wyluzowaliśmy przy drinkach, że dzień następny, wyjazdowy nie zaliczam do szczególnie zdrowych na duchu i ciele....mam tu na myśli siebie i mojego k..a.
Wschód słońca
Codzienne karmienie wiewiórek
Dzieci po animacjach
Przed hotelem
Widok z restauracji hotelowej
Jak zwykle pizza...
Kościotrup na skwerku przed plażą
Nawoływanie wiewiórek
Szaleństwa plażowe
Wieczór w stylu Flamenco
Pokaz grupy flamenco
Fuerteventura
Dzień ósmy
Po śniadaniu, wyjazd na lotnisko i powrót do domciu, do mrozów...
Cały pobyt minął nam pod znakiem zróżnicowanej pogody. Kalima, słońce, deszcz, wiatr. Temperatura ok. 18-20 stopni C i w dzień i w nocy. Woda w oceanie miała ok. 19 stopni C
/w styczniu/
Odwiedziliśmy dwie wyspy - Fuerteventurę i Lanzarote, w przyszłości pomyślimy jeszcze o wakacjach na Teneryfie i Gran Canaria.
Fuerteventura
Dzień pierwszy
W samolocie:
Alpy z góry:
Caleta de Fuste:
Po wylądowaniu odczuliśmy ciepło ale nie gorąco było ok. 20 stopni C. Niebo było jakby za mgłą, słońce nie mogło się przebić, jak się potem okazało była to tzw. kalima. Kalima to pył i piasek transportowany z Sachary na Wyspy Kanaryjskie. Do wybrzeży Afryki z Fuerty jest zaledwie ok. 100 km, więc pył i piach związany z burzami piaskowymi na Sacharze z łatwością przenosi się z wiatrem na wyspy.
Do hotelu jechaliśmy autobusem, bo autokarem raczej go nie można nazwać ok 2 godz. ze względu na to, iż nasz hotel leżał na samym południu wyspy w Playa de Jandia przy pięknej miejscowości Morro Jable, więc wysiadaliśmy jako ostatni pasażerowie. A jakież było nasze zdziwienie kiedy to włączyliśmy telefony komórkowe a tam NIC, cisza..........................
Okazało się, że zmieniając ok. 2 mies. wcześniej sieć z Play na Orange, Orange nie włącza z automatu roamingu, gdzie w Play tak właśnie było. No cóż, najwyżej przez tydzień nie damy znaku życia nikomu w Polsce, będziemy mogli wysłać jedynie pocztówkę, że dotarliśmy, a która zapewne doszła by po naszym powrocie ;-) Wspaniałomyślnie jednak wpadliśmy na pomysł, że wykonamy "telefon do przyjaciela" z telefonu hotelowego. I tak też się stało, na szczęście w recepcji na drugiej zmianie pracowała Polka i wytłumaczyła jak zadzwonić (potrzebne były żetony i jakieś kody). Oczywiście niezawodny przyjaciel Jaruś załatwił sprawę jak się patrzy i mieliśmy roaming w telefonie M - hurrra!
ufff...to teraz trochę fotorelacji:
Widok z balkonu naszego pokoju na latarnię morską a w tle kalima
Z hotelowego tarasu + kalima
Hotel SBH Jandia
Hotel SBH Jandia ogromny, z basenami, tarasami, restauracją, barami ale wnętrza powiedziałabym takie sobie, nie powalają, zobaczcie sami:
Słonik z ręcznika
Maks rozbraja słonika
Sypialnia
Łazienka
Palma przed drzwiami do pokoju
W pokoju mieliśmy inwazję mrówek, które miały ścieżkę po ścianie do stolika i szukały tam słodkości;-)
Oczywiście kiedy, już się zameldowaliśmy, rozpakowaliśmy, najedliśmy i napiliśmy się ruszyliśmy pomoczyć stopki w oceanie i posiedzieć na plaży. Aby dojść na plażę musieliśmy przejść przez ulicę i ścieżką miedzy pasem roślinności, który jest uznany jako rezerwat biosfery UNESCO zresztą jak cała wyspa.
Woda miała ok. 19 stopni C
Plaża de Jandia
Hotele
Dzieciaki wydają się być zadowolone
M i latarnia
Zuza modelka
Maks oczy zamknięte
Jak już zwiedziliśmy plażę a pogoda była właśnie do zwiedzania to ruszyliśmy na deptaczek, który prowadzi z Hotelu do Morro Jable.
Maks i Ferrari
Zuzia i muszla
Dzień pierwszy zakończyliśmy kolacją i drinkami, spało nam się bardzo dobrze.
Fuerteventura
Dzień drugi
Priorytetem w tym dniu było wypożyczenie auta na 3 dni ( jak się okazało było to za długo) i zwiedzenie wyspy. W hotelu zaproponowano nam Renault Megane za 140 euro, natomiast na mieście dostaliśmy Opla Corsę co prawda za 100 euro na 3 dni ale jak ją ujrzeliśmy to tylko wymownie spojrzeliśmy z M na siebie, wsiedliśmy i odjechaliśmy. Auto było nie pierwszej świeżości ale na tamtejsze drogi to chociaż nie było szkoda...
Najpierw pojechaliśmy na najdalej wysunięty punkt wyspy - Faro de Punta Jandia gdzie również znajduje się latarnia morska. Oprócz latarni pizdz.. wiatr i są ogromne fale na oceanie od strony zachodniej.
Przystanek w drodze na południe
Latarnia
Fale od strony Ameryki ;-)
Długo tam nie zabawiliśmy, ponieważ śpieszyliśmy się na spotkanie z rezydentem w hotelu. Na spotkaniu kupiliśmy bilety do Oasis Parku (zoo) i na wycieczkę na sąsiednią wyspę Lanzarote.
Po spotkaniu pojechaliśmy na najbardziej znaną plażę Fuerty - Playa de Sotavento, gdzie odbywają się światowe zawody w kitesurfingu.
Oczywiście kalima trwa nadal
Trafiliśmy na odpływ więc utworzyły się cudne laguny
Playa de Sotavento
Z Maksiem
Z Zuzią
Laguny
Skały wulkaniczne
Po powrocie oczywiście pyszne jedzonko, drinki, dyskoteka dla dzieci i bingo dla dorosłych ale nie udało się nam wygrać...
Fuerteventura
Dzień trzeci
Odpalamy naszą furę i jedziemy pędem do Oasis park. Jest to zoo, gdzie za dodatkową opłatą można zwierzęta nakarmić i podotykać. Dzieciaki były zachwycone.
Pokaz papug
Aligatorek
Legwan
Foczka
Pokaz fok
Karmienie Królów Julianów
Świetne zwierzątka witały nas również w drodze na plażę. Były to wiewióreczki i papużki.
Fuerteventura
Dzień czwarty
W ten dzień nasz wehikuł czasu przewiózł nas w głąb wyspy i z powrotem. Widoki niezapomniane. Kalima się skończyła i pięknie świeciło słońce. Wyspa ma charakter wulkaniczny, więc zielonej roślinności jest tam jak na lekarstwo, teren bardzo górzysty.
Betancuria - dawna stolica Fuerteventury
Trochę zieleni
Taras widokowy
Po wycieczce po wyspie oddaliśmy samochód do wypożyczalni i udaliśmy się na "smażing na plażing" w Morro Jable.
plażowanie jest super a przy okazji ile się można było napatrzeć na przyrodzenia innych...
Dzień kończymy oczywiście w barze, dzieci na dyskotece.
Fuerteventura
Dzień piąty
Zaczynamy od wschodu słońca nad oceanem, widok z balkonu pokoju:
Po śniadanku udajemy się na spacer piękną promenadą do Morro Jable
Morro Jable
plażing
i wiewióreczka
pod wieczór pogoda zaczęła się psuć, zaczął wiać wiatr i "rzucał" piachem na plaży. Taki powiew piasku na ciało był odczuwalny jak kłucie szpilkami wee, ale Maksowi to nie przeszkadzało w wariacjach:
Z hotelowego tarasu
Basen skąpany w kroplach deszczu
Wieczór zakończył się oczywiście dyskoteką dla dzieci..
Fuerteventura
Dzień szósty
W planach była wycieczka na sąsiednią wulkaniczną wyspę Lanzarote. Tam to już w zasadzie w ogóle nie ma roślinności. Wyspę w większości pokrywa zastygła lawa wulkaniczna.
Musieliśmy wstać wcześnie rano, była to chyba 4 godzina. Mieliśmy przygotowane śniadanie extra w restauracji, nie było może ogromnego wyboru i ciepłych posiłków ale tosty, wędliny, sery i owoce owszem, więc to nam wystarczyło. Autokar przyjechał punktualnie, był komfortowy. Jazda ok. 2 godź. do portu w Corralejo, więc był czas na jeszcze małą drzemkę. Następnie przesiedliśmy się na katamaran, na którym nieźle bujało ku mojej uciesze ale Zuzia i M to nie byli raczej zadowoleni...
Z autokaru, przed Corralejo
W katamaranie - jeszcze stoimy w porcie
Odpływamy
Z katamarana przesiadamy się do autokaru i zaczyna się wycieczka objazdowa po Lanzarote i Parku Timanfaya. Park swój wygląd zawdzięcza codziennym, potężnym erupcjom ok. 300 wulkanów w okresie 6 lat. Miało to miejsce w latach 1730-1736. Do dzisiaj kamienie znajdujące się kilka centymetrów pod ziemią mają ok. 100 stopni C, a jeszcze głębiej temperatura dochodzi nawet do 600 stopni C.
Zastygła lawa wulkaniczna
Narodowy Park Timanfaya
Temperatura pod ziemią jest tak wysoka, że trawa wrzucona w otwór ziemi automatycznie się zapala
Oczywiście bez wiatru ani rusz..
Pozostałości po kraterze - środek krateru
Krater
Jak na księżycu
Następny krater
Degustacja win
Winorośla
Kościółek gdzieś po drodze...
Tarasy widokowe
Naturalnie wydrążona jaskinia w tunelu wulkanicznym, zalana wodą/ woda jest poniżej poziomu morza
W wodzie żyją małe krabiki albinosy
Obok jest sztuczne jeziorko
sala koncertowa w naturalnej grocie
U wybrzeży, gdzie lawa spotkała się z oceanem
Miejsce ze zbiornikami gdzie odsala się wodę morską
Powrót katamaranem
Fuerteventura
Dzień siódmy
To już nasz ostatni, pełny dzień na wyspie. Zamierzamy trochę się polenić i pospacerować, wszystko na luzie. Wieczorem tak się wyluzowaliśmy przy drinkach, że dzień następny, wyjazdowy nie zaliczam do szczególnie zdrowych na duchu i ciele....mam tu na myśli siebie i mojego k..a.
Wschód słońca
Codzienne karmienie wiewiórek
Dzieci po animacjach
Przed hotelem
Widok z restauracji hotelowej
Jak zwykle pizza...
Kościotrup na skwerku przed plażą
Nawoływanie wiewiórek
Szaleństwa plażowe
Wieczór w stylu Flamenco
Pokaz grupy flamenco
Fuerteventura
Dzień ósmy
Po śniadaniu, wyjazd na lotnisko i powrót do domciu, do mrozów...
Cały pobyt minął nam pod znakiem zróżnicowanej pogody. Kalima, słońce, deszcz, wiatr. Temperatura ok. 18-20 stopni C i w dzień i w nocy. Woda w oceanie miała ok. 19 stopni C
/w styczniu/
Odwiedziliśmy dwie wyspy - Fuerteventurę i Lanzarote, w przyszłości pomyślimy jeszcze o wakacjach na Teneryfie i Gran Canaria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.