Rodzinne ZwArIoWaNe Wakacje w Chorwacji sierpień 2020

 Rodzinne ZwArIoWaNe Wakacje 

w Chorwacji

15.08.2020 - 22.08.2020



Pojedziemy....czy nie pojedziemy...Covid19 szaleje po świecie a My spragnieni ciepełka, pięknych chorwackich widoków i lazurowego morza Adriatyckiego decydujemy się jechać. 

Ustalamy termin i rezerwujemy busa bo jedzie nas niezła rodzinna gromadka: 

CZTERY LASKI 😍 I CZTERECH PRZYSTOJNIAKÓW 😍


                    PANNA  MARCJANNA           &                   PANNA ZUZANNA

                                             DŻOANA & MARGARET


    
                         OSKARRO                       &                         MAKSYMO


                       DANIELLO                          &                     MATEO


Mimo, że ucieszeni wyjazdem to jednak trochę zestresowani informacjami 

o koronawirusie, kwarantannach i zamkniętych granicach ale cóż żyje się raz i do 

odważnych świat należy...


Rozpoczęliśmy konkretne poszukiwania noclegów. Myśleliśmy, że raz dwa i coś znajdziemy ale nasze poszukiwania trwały dobrych kilka dni. Każdy oczekiwał czegoś innego (basenu, bliskości morza i restauracji a z drugiej strony miejsca odległego od tłumów co by nie przywieźć wirusa do Polski z powrotem). Na dwa dni przed wyjazdem zdecydowaliśmy się na wynajem przez Booking dużego domu na wyłączność z basenem w małej miejscowości czytaj: wiosce Marusici.

Nasze pakowanie wyglądało tak:

Tedi siedział w każdej walizce 😂


aż w końcu zasnął


pospał trochę w walizce i trochę na sukience


Ale Marcysia to dopiero szalała z pakowaniem walizek: 😀


Dziewczyny - czytaj: laski, szykowały swoje ciała na 

Wielkie Chorwackie Wakacje ale jak!? 

WYTATUOWAŁY SIĘ! 

🙀






I TO NA ZŁOTO!!!

WOW


Nastał czas wyjazdu. Zadowolenie przemieszane z lekkim stresikiem. Wyjechaliśmy na noc, żeby rano być na miejscu:



Minki zadowolone, wszyscy szczęśliwi


No to ruszamy

Witaj przygodo!!


Jak już się ściemniło to zrobiliśmy dyskotekę w busie:


Potem poszliśmy spać...

Po nocce w dość mało wygodnym samochodzie 

wita nas nowy dzień i wstające słońce:



pobudka 😶

zaczynamy  DZIEŃ PIERWSZY


Przed tunelem SVETI ROK

godz. 7:07 temp: 11 stopni




a za 13 minut, za tunelem temp: 20 stopni 😊



I pierwsze przywitanie z Chorwacją i Adriatykiem






Jest pięknie i cieplutko


Jedziemy dalej, już jesteśmy niedaleko naszego miejsca pobytu

Tutaj po drodze: OMIŚ 

(jeszcze tu wrócimy i to w różnych bardzo okolicznościach hehe)

👇


A tutaj: MARUSICI

👇

to tutaj mamy zamieszkać przez tydzień...ale zaraz zaraz.... gdzie się podział 

nasz wynajęty dom??????????

Według adresu podanego na Booking mieliśmy zameldować się w starej opuszczonej ruderze...Panna Zuzanna była zrozpaczona i chciała wracać do Polski. Zeszliśmy pół wioski i nie znaleźliśmy naszego lokum...było gorąco, byliśmy zmęczeni podróżą i nie było naszego domuuuu! Nieee!

No jak nic zostaliśmy oszukani....

Jednak telefon do Bookingu załatwił wszystko, okazało się, że szukaliśmy nie w tej części wioski. Dom stał niedaleko. Boże, jaka to była ulga, że on jest i stoi i nieważne jakie warunki tam panują. Po akcji z szukaniem domu już wszystko nam odpowiadało, byleby był i miał basen... o tak basen był i tańce w basenie też...ale po kolei 😃

👇

To tu właśnie zastanawiamy się czy zostajemy czy wracamy jednak do domu 🙈


Nasz dom jednak jest, stoi i właściciele szykują go dla nas. Właścicielka bardzo miła i uprzejma ugotowała dla nas rosół i zostawiła wiśniówkę i orzechówkę na przywitanie. Mało tego, załatwiła nam nawet u swojego znajomego łódki na wynajem, żebyśmy mogli popływać po morzu i odwiedzić zakątki Chorwacji od strony wody. Rejsik łódkami to miał być punkt kuliminacyjny naszych wakacji....i był ale o minus -180 stopni ale o tym później...

A tak się ogarniamy - szczęśliwi, że jesteśmy na miejscu i mamy gdzie spać:

👇

salon


widok na basen i morze z salonu


kuchnia - super wyposażona

fotel z masażem to HIT tego domu


nasz pierwszy posiłek (dla Daniello to drugi, bo pierwsze było piwko) 😜


młodsze laski widać zadowolone


Oskarro się relaksuje


Dżoana wypakowuje walizki i jeszcze nie zdaje sobie sprawy 

co ją czeka wieczorem...

....strach przed insektami, których w klimacie chorwackim nie brakuje.. paraliżuje.. 

ale jak się okazało da się z tym żyć 😏


A takie to widoki mieliśmy z domu:


A po tych schodkach w dół - prosto do morza:





Maksymo jeszcze na walizkach...


...a Panna Marcjanna gotowa na basen i plażę 😍

Panna Zuzanna też gotowa na wakacje


Idziemy na plażę - a do wyboru mieliśmy dwie (po lewej stronie wioski i po prawej)

To jest ta po prawej stronie😀


trochę schodów mieliśmy do pokonania..


Widoki zapierają dam dech w piersiach - jest przepięknie.


i laski pięknie pozują i komponują się z otoczeniem 😊


Pierwsze "moczenie się"

Słona woda piecze w oczy Oskarro 😆


Daniello jest fajny 😉


No i laseczki - trochę wody dla ochłody...😀



Przystojniaki pod parasolem:

👇

Apropos parasola: 

W ostatniej chwili przed wyjazdem ktoś wpadł na pomysł, żeby zabrać parasol bo przecież w Chorwacji "grzeje słońce". Pożyczyliśmy parasol od Wuja Staszka - taki wędkarski, bo jak jedzie na ryby to go zabiera....i teraz jesteśmy mu dozgonnie wdzięczni za pożyczkę bo bez parasola przyjechalibyśmy do Polski spieczeni jak RAKI...

A tu dalej się chłodzimy...woda jest cieplutka, przejżysta, idealna 👌


Przystojniaki 


Po nocnej podróży, poszukiwaniu domu, rozpakowywaniu dopada nas zmęczenie...

.....widać to gołym okiem 😏


zaczynamy się układać do snu 😉


No, trzeba odpocząć, no.
.......
chrrrrrr
chrrrrr
chrrrr


słyszycie jak Wszyscy chrapiemy? 

Dżoana chrapaliśmy?


Ale po plażowej drzemce korzystamy z uroków jakie ofiaruje nam 

Chorwacja i jej mieszkańcy.

Proszę basenik:







Basen i drink, no no...

Selfie lasek:


A teraz czas na kolacyjkę w pobliskiej Konobie 
(a były aż dwie w naszej wiosce i sklepik też był)

Pamiątkowe focie


I jedzonko

Nasz dom, wieczorową porą:


Patio z drzewem figowym. Owoce przepyszne.

I jeszcze trochę baseniku wieczorową porą, po kolacyjce.

Na zdrowie 👍


Tak zakończyliśmy Nasz dzień pierwszy wakacyjnego wyjazdu do Chorwacji.

Noc: Jak się okazało robaczki lubią Chorwację ale My nie lubimy chrabąszczy i skolopendr brrr 

a te wredne insekty nas straszyły bleee


DZIEŃ DRUGI

Nastał piękny dzień, zjedliśmy śniadanie. No ale co zjemy na obiad? Trzeba było wybrać się do sklepu oraz do banku aby wymienić pieniądze na walutę chorwacką czyli "kuny". Do najbliższego miasteczka mieliśmy ok. 5 km, więc pojechaliśmy do Omiś.

Tu młode laseczki czekają na wyjazd:


A tu stara laska pozuje z limonką


No to jedziemy do Omiś


Margaret i Panna Zuzanna nie były by sobą gdyby nie pozwiedzały choć trochę miasteczka więc uparłyśmy się, że idziemy na miasto. 
A że reszcie rodzinki się nie chciało to mieli pojechać zrobić zakupy. 
Na nieszczęście w Omisiu zrobił się duży korek bo był wypadek więc bus zamiast pojechać do sklepu pojechał w drugim kierunku bez korków, a że nie miał gdzie zaparkować to oddalił się od miasteczka i stanął na poboczu. 
Ja i Zuzanna wściekłe bo nie dadzą nam pozwiedzać, reszta wściekła bo korki i nie ma sklepu a my wymyślamy jakieś spacerki po mieście. 
Suma sumarą musiałyśmy z Zuzanną dojść w upale przy drodze ok. 1 km, żeby zabrali nas do domu....i tyle było ze zwiedzania.

Zakupy zrobiliśmy po drodze w przydrożnym sklepiku i piekarni. Zapłaciliśmy miliony kun, no ale nie było wyjścia, mieliśmy chociaż pieczywo i owoce do jedzenia 😋


Nasz lunch, wina i piwa na szczęście nie brakowało..


Panna Marcjanna pluskała się w wodzie


a my coś tam jedliśmy hehe zaplanowaliśmy, że do większego 
sklepu pojedziemy jutro...


Potem przyszedł czas na plażę i kąpiele morskie




Poszliśmy na plażę (po lewej stronie Marusici)

 i leżeliśmy pod tym...


Znakiem rozpoznawczym była palma...a może parasol palmowy....trochę jakby zmęczone i wysuszone to było 😕


Mimo, że palma marna to woda błękitno lazurowa. Do snurkowania idealnie.


No i trochę lansu Margaret:


Mateo, król mórz...



Wygibasy i skoki z głazów










Parówki i król mórz Mateo

Relaksik


Telefonista, pewnie chwali się gdzie jesteśmy


Dżoana wygrzewa się w słoneczku, Margaret w półcieniu

Stara syrena???


I powrót do domu: skok do basenu bo powrót z plaży po schodkach pod górę daje w kość...


księżniczka

Wieczorową porą decydujemy się wybrać do pobliskiego miasteczka Baśka Voda.

Wyszykowani:


Baśka Voda - bardzo urokliwa i gwarna miejscowość


Chcieliśmy kupić okulary...żartowaliśmy sobie, że będziemy się tagować, 

jednak facet (ten co kroczy na zdjęciu) szybko ostudził nasze emocje i powiedział 

NIE MA TARGOWANIA. 

No więc w duchu pokazaliśmy mu środkowy palec i sobie poszliśmy.

 Ale wkurzył nas BUC jeden...

Z palmą

Spacerek


i kolacyjka

smacznego "ścierwa" Oskarro 😋
(ścierwem Mateo nazywa owoce morza)


zdrówko

Wino i piwo było pyszne


Po powrocie spaliśmy dobrze...


DZIEŃ TRZECI


W tym dniu mieliśmy pływać łódkami, jednak przełożyliśmy tę "atrakcję" na inny dzień ponieważ pogoda nie zapowiadała się optymistycznie. Rano szybko zebraliśmy się na plażę, aby skorzystać jeszcze z pogody, mimo, że już robiło się pochmurno


Poszukiwacze zaginionego skarbu:


młoda Syrena

gdzie ten skarb?

Skarb odnaleziony



 W zasadzie cała druga część dnia była deszczowa a co gorsza i BURZOWA!!! 
Nie wróżyło to dobrze dla Panny Marcjanny, która panicznie boi się burzy i grzmotów a rąbało grzmotami tak, że my dorośli się baliśmy. 
No nic, jakoś pierwszą część burzy Panna Marcjanna przetrwała. No cóż było robić, kąpaliśmy się też w basenie przy odgłosach lawirującej gdzieś w koło nas burzy, może nie było to mądre ale przeżyliśmy i Panna Marcjanna również. 
Gdy trochę ucichło, stwierdziliśmy, że pojedziemy do Omisia na diner a potem znajdziemy jakiś większy sklep i zrobimy zakupy.

Oto Omiś i jego góry skąpane w chmurach...



...wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że są to chmury burzowe 😡

Zadowoleni poszliśmy zwiedzać stare, wąskie uliczki Omisia
Rzeka w Omiś

Spacer uliczkami
To lubię ;-)

Pięknie

plac u podnóża gór

dziewczyny jak maliny...


Jeszcze parę foteczek i idziemy coś zjeść



Niedaleko tego placu jedliśmy obiadek, rozsiedliśmy się w ogródku i nie zdążyliśmy złożyć zamówienia i zerwał się wiatr i zaczęło padać. Burza powróciła....ku nieszczęściu dla Panny Marcjanny, zresztą dla nas też. Schowaliśmy się w środku restauracji i tam konsumując posiłek przeczekaliśmy nawałnicę. 
Panna Marcjanna była w dużym stresie ale dzielnie zwalczyła swój strach.


Tutaj jest już po wszystkim, tylko kałuże po deszczu zostały ale za to pokazało się błękitne niebo, chmury poszły precz!


Ale jak to po obiadku, zjadłoby się coś słodkiego. Więc przy najbliższej lodziarni Daniello zamówił lody dla dzieci. Panna Marcjanna wybrała pierwsza smak. 
Po chwili dostała loda od Pani ale ..... zaraz zaraz, zaraz ....Margaret patrzy, Dżoana patrzy a Pani podaje loda Pannie Marcjannie bez ubranych rękawiczek, bez serwetki, taką po prostu nieczystą dłonią, co w dobie koronawirusa i szerzącej się plandemii jest nie dopuszczalne. 
Wakacje wakacjami ale sterylność i rozwaga na pierwszym miejscu. 
Dżoana znana z ciętego języka, wygarnęła Pani lodziarce co o niej myśli, oczywiście po angielsku. Tak jej nagadała, że sama nie wiem czy lodziara to zrozumiała bo ja średnio...
My wszyscy oczy w słup i znieruchomieliśmy. Lodziara zdurniała.
Dzieciom języki wyszły na wierzch, bo chciały lody a tu nic z tego. 
Najbardziej przeżyła to panna Marcjanna bo zdążyła polizać loda (podobno był dobry ale co z tego jak z odciskami palców) a Dżoana jej go odebrała i oddała Pani mówiąc kolokwialnie żeby się wypchała...

Tak więc stwierdziliśmy, że po lody pojedziemy do sklepu i kupimy zapakowane - nie macane!
Nasza wyprawa po lody skończyła się późnym wieczorem, bo najbliższy największy sklep był ok. 40 km od nas czyli w Splicie....Zanim dojechaliśmy do Splitu minęła prawie godzina, zanim zakupy i zanim powrót do domu - oczywiście nie normalną drogą bo są korki tylko kuźwa gdzieś przez góry na okrętkę po ciemku i po zakrętach to byliśmy w nocy z powrotem w chałupie. 
I tak pół dnia spędziliśmy w aucie...ach co to był za długi, wyczerpujący dzień...


DZIEŃ CZWARTY

Zaraz po przebudzeniu, widok z balkonu:


Stateczek


Ten dzień postanowiliśmy przeznaczyć na totalne lenistwo na plaży i basenie. 
Nigdzie nie ruszaliśmy się samochodem.




błogie lenistwo




zdobyte skarby



spacerek
 

Margaret & Mateo



przepiękne wybrzeże:





i dalej lenistwo i byczenie się = super

a gdzie zęby laski?

piwko smakuje Daniello co?





morsiki:




dawaj dawaj..



powroty z plaży są ciężkie





miłość, miłość w Marusici, polewamy się szampanem...


Mateo - miny nie z tej ziemi



idziemy na kolację

po drodze odwiedzamy znajomego

taką trasę mamy do konoby:


Dżoana i Oskarro


Margaret - jak zwykle coś fisiuje

Sesja Panny Zuzanny



a po kolacji relaksik na patio przy basenie


takie mamy dobrodziejstwa:
winogronka


i figi - pychota



DZIEŃ PIĄTY

Długo wyczekiwany dzień....
dzień - pełen atrakcji i pozytywnej adrenaliny, 
dzień, który miał być zwieńczeniem tych wakacji, wisienką na torcie

no i w sumie to był ale ... HARDKOROWYM HORROREM !!!

Początek dnia zapowiedział się całkiem nieźle
śniadanko i szykowanko




dziewczyny gotowe


pojechaliśmy w umówione miejsce w celu wynajęcia łódek

miejsce bardzo piękne

jednak cóż to było za zaskoczenie kiedy zobaczyliśmy nasze 
dwa BOLIDY czytaj: stare łupiny...
a cóż to było za zaskoczenie kiedy wsiedliśmy do tych łupinek 
a z nami sternicy...

Ale jak to, dlaczego? Nasi przystojniacy nie będą prowadzić tych bolidów?
No okazało się, że nie!
przecież to nie jest Grecja - gdzie dają Ci łódkę i to porządną 
i robisz z nią co chcesz i pływasz gdzie chcesz..
w Chorwacji masz szypera, skipera i wszystko w jednym....tylko, że my nie chcieliśmy...



Mina Panny Zuzanny mówi wszystko: 
i co ja robię tu?



Sąsiedzi w drugiej łupince też są trochę zaskoczeni..

no nic, trzeba się cieszyć tym co się ma i już



Przepłynęliśmy na wyspę Brać



"Panowie" zawieźli nas na plażę piaszczystą


Woda była bardzo długo płytka. 


Plaża raczej taka sobie, nie urzekła nas


Dobrze, że mieliśmy swoje piwo...


Rozczarowanie łódkami zastąpiliśmy wygłupami

Kto lepiej wciągnie brzuch:


Trochę posiedzieliśmy na słabej plaży

dzieciaki popluskały się w wodzie















Ruszyliśmy dalej, na inną plażę


Usiłowaliśmy się zrelaksować ale nie było to łatwe mając na pokładzie sternika

parę widoczków





dopłynęliśmy do miasteczka na wyspie Brać





Szyprowie nas wysadzili a my popływaliśmy na miejskiej plażyczce


ale najpierw trzeba było się napić na ukojenie nerwów


Plażyczka była super







Porcik w miasteczku i Dżoana



Trochę odpoczynku i wracamy z powrotem na drugi brzeg lądu.



W sumie to cieszymy się, że wracamy bo cała ta wycieczka takimi łupinkami nie zrobiła na nas wrażenia a wręcz przeciwnie, czuliśmy się nie pocieszeni i nie zadowoleni z takiej formy przebiegu i to za sporą kasę.





Tak Margaret, jest to Twój ostatni uśmiech tego dnia bo zaraz za chwilę...

... za momencik....

...kiedy miniemy tą górkę...

.....i wypłyniemy na szerokie wody....

....to ....no właśnie...
nikt z nas nie był w stanie zrobić zdjęcia bo na morzu zerwały się TAKIE fale,
 że łódki fruwały w powietrzu i opadały na wodę i znowu w powietrze i na wodę...co to był za HORROR.
Przyznaję, że modliłam się całą drogę żeby to się skończyło już..
Woda oblewała nas strumieniami, wszędzie była woda...rzucało starą łajbą niemożliwie a sternicy śmiali się z nas, że się boimy...
Cudem dotarliśmy do przeciwległego brzegu.
Kiedy wysiedliśmy z tych łajb odetchnęliśmy z ulgą.
 To był HARDKOR a miało być tak fajnie i przyjemnie...

Końcówka dnia trochę wynagrodziła nam wcześniejszy dramat łupinowy.

Po przyjeździe czekały na nas zamówione rybki zrobione przez sąsiada 
oraz oliwa, rakija i winko chorwackie.






odrobina relaksu


Aby sobie wynagrodzić trudy i męczarnie dzisiejszego dnia, poszliśmy nad morze, na skalisty jego brzeg:



przejście nad morze prowadzi przez ogród sąsiadów

widoki urzekające


laska Dżoana

no brawo

piknie

i swawole w wodzie






jaskinia 



tak z nudów i na odstresowanie:





I taki koniec dnia...


DZIEŃ SZÓSTY


Po bardzo emocjonującym poprzednim dniu, spaliśmy długo i dobrze

takie tam..arcydzieła 💟

poranny relaksik na leżaczkach
Daniello piwko na śniadanko 😋

Szykujemy się na plażę


i gęsiego po schodkach


no i pozowanko jeszcze


piękne cudo natury


szukamy miejsca...


promyk

..ja widzę mistrzynię drugiego planu

ale tłok

jaka zgrabna żabka 👐

kryształowa kąpiel


odpoczywamy w cieniu

czterdziestolatki

amory Daniello do Dżoany

Daniello na każdym zdjęciu do pary z piwkiem hehe
no ale wkońcu jesteśmy na wakacjach...

Dżoana - fajne okulary

dmuchany materac jest niezastąpiony nad adriatykiem

ale fryz






męski wypad na szczyt góry


ooo kolacja się zbliża....

...idziemy siamać



nasza ścieżka

pannice







DZIEŃ SIÓDMY


poranek

pranie

pomoc małżeńska

i plaża...


apollo czy król mórz???


na głazie..papa




kamienna budowla (ktoś zrobił, nie my..))

spacerek

a taki garaż

fajnie jest

podoba mi się

kładki



wyginam śmiało ciało..


puste talerze - nie ma co jeść

dobrze, że są figi nad głowami, to z głodu nie poumieramy

Czas zacząć zabawę
👇😜


Ależ były balety





no i trochę relaksu dla równowagi



jest radocha


baletnice






synchronizacja





jak to było? Party pool, pool party?


tańce na piedestałach





a po tańcach wielkie pragnienie

ostatnia wieczerza przed wyjazdem


Tak kończą się nasze ZwArIoWaNe wakacje.

Jeszcze przed nami noc z duchami.
Na drugi dzień wstajemy wcześnie rano (chyba piąta to była). 
Było ciemnawo ale zaczynało lekko świtać.
Po wstaniu z łóżka oczywiście podeszliśmy z Mateo do okna aby spojrzeć na morze i jakież było nasze zdziwienie, że na leżakach przy basenie leżały dwie postacie. Stwierdziliśmy, że to Dżoana z Daniello mieli romantyczną noc na leżakach - ale fajnie.
Kiedy pakowaliśmy się do auta, pytam Dżoanę jak tam było na leżaczkach a ona na to, że nie byli na leżakach....nogi mi się ugięły...jak to...to kto to był?
yyyyy
Do tej pory nie wiemy kto gościł się na naszych leżakach a i może kąpał się w basenie nad ranem...
Wróciliśmy szczęśliwi ale i zmęczeni do domu...

















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.